Flambéeria, czyli to jest to!
Uwielbiam takie miejsca. Dopieszczone, ale wymuskane. Delikatne, ale z pazurem. Z pomysłem, ale nie nachalne. Idealne?
Tarte flambée z łososiem. Delikatna, pyszna. Elegancka.
Taka tarta to nie do końca pizza, choć odrobinę ją przypomina, bardzo cienkie ciasto, miłe dodatki. Dużo cremé fraiche (i NIE jest to zwykła śmietana- pamiętam moją przyjaciółkę Francuzkę, która mieszkając w Anglii strasznie narzekała na jej brak w sklepach, bo przecież nie mogła tego zastąpić jakąś zwykłą double cream. A brak śmietany ogólnie w lodówce uważała za grzech śmiertelny).
Woda do jedzenia- idealny dodatek. Coraz częściej w Polsce na stołach staje karafka z wodą kranową. Bezpłatną. Wreszcie i nareszcie. Dbajmy o nawodnienie!
Zupa na wynos, która zjadłam później. Chłodnik z botwinki- bardzo dobry, delikatnie pikantny.
Panna cotta- pyszna. Może odrobinę zbyt delikatna różnica pomiędzy smakiem panna cotty, a sosem owocowym. Ten był bardzo słodki. Lubię zderzenie słodyczy z kwasowością, tutaj słodycz była obezwładniająca. Ale zjadłam z uśmiechem. Obezwładniła mnie.
Później wybrałam się na Fredraszki. Baaardzo polecam!
0 komentarze: