przyjaciel czosnek, przyjaciółka nalewka malinowa babci

21:20 Joanna 0 Comments

wśród zgiełku wszystkiego, co się dzieje, miliarda wydarzeń, spotkań, rzeczy do załatwienia...
leżę pod kocem...
z przyjacielem czosnkiem i przyjaciółką nalewką malinową babci...

wreszcie znalazlam sekundę by przypomnieć sobie o świecie, w którym chcę zaznaczać swoją obecność, zaznaczać myśli, zapamiętywać chwile.

życie tak bardzo biegnie, życie tak bardzo pędzi. a ja tak niezwykle się zmieniam. tak niesamowicie. jak widzę, kim jestem teraz, jak fantastyczną osobą jestem, to wprost nie mogę uwierzyć w drogę, jaką przeszłam (tak często cofając się do tyłu, schodząc ze ścieżki, wpadając w bagna, czy po prostu siedząc na kamieniu i płacząc). jestem piękna, pełna entuzjazmu, energii, osiągająca sukcesy, robiąca coraz trudniejsze rzeczy (konferencja dla 40 osób, dla 60, jutro dla 150!!!), wygrywająca regaty :D (tak, oczywiście, że to w większości zasługa sternika), rozumiejąca biznes (yaaay!), uśmiechnięta i świadoma, że będzie dobrze.

jednym z fajniejszych doświadczeń ostatnio była rekrutacja tutorów do AP. to jest tak niesamowite, kiedy jesteś po drugiej stronie rekrutacji i to tak niesamowitej rekrutacji :) kiedy wcale nie szukasz najlepszej osoby, a osoby, która ma potencjał, chce się rozwijać. kiedy zależy ci na dobrze dzieciaków, a nie na kasie. i ta energia w powietrzu!!!

na nowo zakochałam się w Tatrach :-) i poznałam dziewczyny na babskie (i nie tylko) ekapady w góry. i chwile z grzańcem, i ploty, i pensjonat Orla Perć. i przystojny chłopiec od skrzypiec, i taki jeden, od wszystkiego.
i pięknie pachnący pokój. i cola z maca z wiśniówką. i chęć poprawy kondycji.  i tata z małym chłopcem, który radzi sobie lepiej niż my ;-) i mocna chęć poprawy, która... znikneła ...;-)

była też integracja AP, ognisko, gra w siatkę (średnio- umiejętna...), fajowskie zabawy integracyjne i taki zwykły, naturalny wypoczynek. bez spiny.

szkolenie Olka i miliard przydatnych metod. i napisanie na szybie "jestem odpowiedzialna". fajne restauracje, które nie sposób spamiętać ( Chianti, Sueno, Der Elephant, ...), wizyta w Gdańsku, miliard prezentacji i ciągłe życie poza strefą komfortu :D

BE BRAVE, BE BOLD :D

Było też trochę teatru ( Polonia i "Konstelacje"), były też Mazury, czucie mocy na pilatesie, trochę interwałów, gotowanie pysznych makaronów, złote bransoletki (kupione!), słoneczniki na stole.

Chyba jestem gotowa na wyzwania. Nie mogę się doczekać, co jeszcze przyniesie mi życie. I uścisk dłoni po skończonym tańcu. A może mi się tylko wydawało...

Ostatnio przeczytałam też (między innymi) "Pokonaj swojego Goliata" napisaną przez Maxa Lucado (spodziewałam się czegoś NAPRAWDĘ dużo lepszego), "Gra Anioła" Zafona (bo Barcelona i te wspomnienia!!), a jak Barcelona to się zniesie wszystko, więc i "Do zobaczenia w Barcelonie" napisaną przez Annę B. Kann (słaba, tylko Barcelona trzymała przy życiu, a i tak było ciężko) i "Hotel New Hampshire" Irvinga, przez który, nie wiadomo czemu, przebrnąć nie mogę. Utknęłam.

To teraz wracam do jutrzejszej prezentacji. trzymam za siebie kciuki. po tragedii w ostatni czwartek, gorzej być nie może ;)

0 komentarze: