Sitting at work. How to survive?

13:20 Joanna 0 Comments

1. Drink a lot of water. Buy a carafe or a bottle, put some water and infuse it with herbs, flowers, fruits. Mint or lemon are obvious choices. What about berries, rosemarry or peach?
You can also try the interesting brain teasing cup that changes water into a drink in our mind ;)

Start small. If you are not a water person- don't drink 2 liters at once. Your kidneys won't be happy. Learn to drink a few slips every half an hour. You can use Pomodoro as a reminder.

2. Walk. This one is connected with the previous. If you drink a lot of water, you will visit toilet often. That is a good excuse ( no choice...) to move your legs a bit. And this is really important.

If nobody looks at you, you can make a skip, burpiees, run, or just move your arms.

3. Don use a lot of make up, especially not the ones that dry your skin. In winter, with heating, skin gets completely dry. With additional help of cosmetics, it can be disaster. A face cream can be on hand. A hand cream is a must.

4. Buy a pouch to put on your chair. It gonna work with your spine and, eventually, make your life better. Good chair is important as well, but not always you can make a decision about it.

5. The top of your monitor should be on your eyes high. That prevents neck/spine pain, wrinkles on the neck and general feel. So you need to put the monitor high or buy a laptop supper. There are even foldable ones!

6. Forget about your lenses, wear glasses. You can also use moisturizing drops, but there are two schools- one saying that it helps and not have bad influence, second that the eyes get used to those drops and cannot work without. Definitely from time to time we can use it without any harm.

7. Exercise. You must work out after work. If you sit a few hours a day there is no option that you spend whole evening on the chair. Go for a walk, do jog a or Pilates. Dance. Stretch. Move!

8. Humidify your environment. If needed, buy an appliance that will help you with the dry air.

9. Go outside the office if you can. Ideally every hour you go outside and breathe 'fresh' air.

10. Put used (cold) teabags on your eyes for ten minutes, when at home. It will dramatically help, unless you added homey to the tea ;)

11. If possible, have a standing up desk. I dream about it!

12. Roll your body. Buy a foam roller and massage your body. Lose in the fascia will make tremendous impact on your feel. If you can afford, have a massage as well.

0 komentarze:

Stółdzielnia

19:01 Joanna 0 Comments


Oczarowało mnie to miejsce. W Stółdzielni trafiłam najpierw na pizzę (oczywiście z owocami morza), teraz na krewety. Och! Ach! Czuję włoski klimat, smaki aromaty! Sądzę, że to miejsce pokocham całym swoim sercem!






A potem na spacer do Łazienek z dekoracjami :)

Stółdzielnia, Warszawa, ul.

0 komentarze:

Plus do zajebistosci

09:18 Joanna 0 Comments

Gdy tylko widzę osobę niewidomą wsiadająca do tramwaju to czuję, że moja odwaga to generalnie jest slaba.

Ale, gdy nie ma wyjścia to po prostu się idzie do przodu.

Więcej sytuacji bez wyjścia!

Zapisałam się ostatnio na pole dance. Na 7 rano. Musze wstać o 5:45, by zdążyć.  I co? Wstaję.
Zapisałam się na balet w sobotę,  na 8. I co, wstałam. Gdy się do czegoś zobowiążę, to to zrobię. Proste.

Zobowiązuj  się, deklaruj  do rzeczy, które chcesz osiągnąć.  It will work like a charm. Czyli jeszcze hiszpański o 7;)

Życie jest piękne,  gdy oglądasz świat rano :)

0 komentarze:

Make it meaningful

15:36 Joanna 0 Comments

I am sitting on training. And dreaming about leaving. And still it is a way better than my job recently.

I am trying to find a reason why so often I am bored at work. Recently,  I started 'fast reading course' and, honestly, when I read faster I am much more focused. It is so hard to focus for me when things are slow, when I could squize 10 more things in meantime. And in the end I don't do anything fully because I am not oriented on one.

I need to move and I need to talk to be effective. There is s a need for an action. But sometimes to have action,  I need to learn something patiently first. How to focus when everything is boring? How to grind teeth and just do ,in sake of amazing future? I don't want to do mizerable things every day, but sometimes it is just necessary. And it just doesn't work :/ I am bored, sad, my energy drop down significantly and my enthusiasm for life doesn't exist anymore.

What are small things I can do to make my life more bearable? Of course it is not about comparing myself to people whose chid is dying or something...  I think about changes I can make with my life to make it the way I want it. What small things I can do to smile more often? During the normal day...

0 komentarze:

Videlec, czyli moje miejsce na Ochocie

22:34 Joanna 0 Comments



Jednym z moich ulubionych warszawskich i restauracyjnych miejsc jest Videlec na Ochocie. Byłam jednym z pierwszych gości,  potem często wybierałam to miejsce bo pasowało mi na spotkania biznesowe, teraz od czasu tam trafiam. Bardzo lubię tą nienachalność, dopasowanie się do klienta (może z wykluczeniem jednej kelnerki, która jest niesamowicie głośna), jakąś taką dyskretność.




Mam wrażenie, że każde danie jest dopracowane, składniki są zgrane ze sobą,  a na talerz można patrzeć i patrzeć. Cudownie podane, idealnie dopasowane dodatki. Cieszę się, że jest tak blisko mnie! 



Zdecydowanie upodobałam sobie lunche. Gdy tylko mogę (a teraz niestety zdarza się to rzadko), mknę do Videlca, by zjeść coś,  gdzie jakość nie jest proporcjonalna do ceny- czasem jakość jest dużo lepsza, gdyż cena to stale 23 złote. Zdarzały mi się juz pyszne zupy kremy, zapiekanki, różnego rodzaju mięska. Składa się z dwóch dan- właśnie zupy i czegoś na drugie. Aż mi ślinka cieknie i mam ochotę tam wyskoczyć :)




Jakiś już czas temu byłam na Winie na Videlcu, na testowaniu win. Było fantastycznie!




Videlec, Warszawa, ul. Grójecka 194

0 komentarze:

Projektuję swoje życie #1

19:08 Joanna 0 Comments

Nie jest łatwo.  Gdy z każdej strony atakuje Cię głos z informacją, co masz robić.  Gdy co chwila okazuje się,  że mona było inaczej, lepiej. Gdy myśli pędzą z prędkością dźwięku,  uderzają w każdą stronę,  odwracają uwagę od rzeczy ważnych.  Te  najmniej ważne,  najgłośniej krzyczą. Przyciągają wzrok jaskrawymi kolorami, wyboldowaną czcionką.

Co jakiś czas zastanawiam się,  co bym zrobiła z nowym życiem,  z czystą kartka. W którą stronę bym poszła,  jak ja zapełnia.

Praca jest częścią mojego życia

Podobają mi się bardzo prace, gdzie to, co robisz jako część pracy, jest też Twoim życiem.  Uprawianie zdrowych warzyw, naturalne kosmetyki,  dobrej jakości ubrania, pilates, joga, minimalizm,  odpoczynek (tak jakby moje życie było bez niezdrowego jedzenia i nie było wylegiwania się na kanapie;)). Praca, która nie jest w opozycji do tego, w co wierzysz, o czym marzysz, a raczej przybliża cie do stania się tym, kim naprawdę chcesz się stać.
Lubię spójność, integralność. 
I chciałabym by właśnie tak było.
Czyli to, czym żyje.
Dobrze, gdybym rozwijała w pracy umiejętności,  które i tak chce rozwijać - zdecydowanie ciągle posługiwanie się językiem angielskim i ładnym, poprawnym polskim. Chętnie również hiszpańskim.

Byłoby dużo relacji z ludzmi. I takiego wsparcia i bycia dla siebie miłym i pomocnym. I obok byliby ludzie z sensownymi wartościami. Tacy, na których można polegać.

Chcę by moja praca wnosiła coś w życie innych. Uprzyjemniała je, upraszczała. By miała jakiś pozytywny wpływ. Bym ja go czuła w sobie :)

Chcę, by moja praca była elastyczna. Bym, gdy dzieje się coś ważnego,  mogła przesunąć. Bym nie czuła się źle,  że mówię menadżerowi, że się źle czuje i chce pracować w domu pod kocem.

Chcę się ładnie ubierać,  dbać i siebie jako cześć mojej pracy. Chcę się spotykać z ludzmi. Słuchać opowieści i opowiadać.

Chcę motywować ludzi. Cieszyć się z ich sukcesów,  postępów,  osiągnięć.  Chcę z radością widzieć pozytywne zmiany w ich życiu.

Chcę żyć spokojnie. By moje dni były ekscytujące,  ale nie negatywnie stresujące.  Chcę robić trudne rzeczy, bo warto. Nie, bo szef kazał.  Czasem  bez sensu.

Chcę podejmować decyzje i być dumna ze swojej pracy. Wiedzieć,  że to,  co robię,  zależy ode mnie. Nie musieć się tłumaczyć z głupich,  beznadziejnych decyzji szefa, kolegów,  ludzi z CEE, EMEA, czy jakiekolwiek innego regionu.

I najważniejsze,  to chcę chcieć pracować.  Wstawać rano i nie móc się doczekać nowych działań. 

0 komentarze:

Nasze Miejsce- moje miejsce

13:20 Joanna 0 Comments



Z rozmachem pojawiło się w centrum Warszawy. Okolice pokochały miłością wielką na czas lanczu. Ja też.

Nie jestem tam często, raczej etapami, w zależności od tego, jak układa się moja praca. To, co lubię to powalające menu. Czytasz, i leci ci ślinka. Czytasz, i robisz się głodny. Czytasz, i zakładasz płaszcz.


Lubię to miejsce właśnie za dużo pomysłów, ciekawe połączenia smaków. Jest po prostu niesztampowo. Bo normalnie to knajpy serwujące lunch dzielą się na dwa rodzaje: albo jest to restauracja, która zazwyczaj żywi ludzi popołudniem, wieczorem, czyli tak kolacyjnie i chce dorobić w trakcie lanczy- proponuje coś, ale zazwyczaj bez polotu, takie starcie jakoś konta cena, druga opcja to jadłodajnie- typowo nastawione na lunche, takie prlowe stołówki. No więc "Nasze Miejsce" nie wpina się w żadne z powyższych.


Jest to miejsce, które kładzie nacisk na lunch- szybki i dobry. Szybki i dobry restauracyjnie. Chcą się wyróżnić. I się wyróżniają. Przychodzisz i dostajesz przystawkę- świeże bułeczki + ziołowe masełko. W międzyczasie wybierasz, co zjesz. Trzy opcje do wyboru, najtańsza za 20 zł (potem zazwyczaj 28 i 29), każda z tą samą zupą. Wybierasz zestaw i momentalnie na stół wjeżdża zupa. Kończysz zupę, na stół wjeżdza danie główne. Wycięta jest opcja czekania, bo w centrum Warszawy czas to pieniądz (gdzie indziej też, ale wiadomo).

Dania są różne, ale są miłe i opisane tak, że brzmi to jak najlepsze danie świata. Rzeczywistość nie jest niebem, ale smak jest super, wykonanie poprawne. Póki co najlepsza lanczownia w Warszawie. Powstała na kanwie Restro, wygląda, że przerosła o głowę.

Jedyną wadą, jaką mogę wymienić są dania zimne. Zamówiłam kiedyś w czasie lunchu tuńczyka z sałatą i jajkiem w koszulce (i to było to z tych droższych dań). Dostałam wysmażonego tuńczyka (trochę za mocno, ale to nie było problemem), ale sałatka i jajko były przeraźliwie zimne. Takie jajko to okropieństwo!

Nasze Miejsce, Warszawa, al. Jana Pawła II 12 (wejście od Siennej)

Przykłady z menu:

Pszenna tortilla z pieczonym kurczakiem duszoną cukinią, papryką, bakłażanem i szalotką z chili, brzoskwiniami i pesto ziołowym zapieczona z serem mozzarella z salsą z pomidorów, papryki jalapeno, zielonego ogórka, avokado i kolendry.
Pieczone jabłko w tymianku i miodzie kwiatowym na kruchych sałatach z imbirową winegret.

Krem z kwaszonego ogórka, korzennych warzyw z pieprzem cayenne i koprem.

 Tatar wołowy z sosem worchester i tabasco z salsą z ogórka piklowanego z natką pietruszki i oliwą truflową z marynowaną czerwoną cebulą, sadzonym jakiem przepiórczym i musem z pieczonej papryki z sałatką z roszponki, suszonych pomidorów i kaparów gigante z grzanką z żytniego chleba.

Krem z karmelizowanej cukinii z bazylią i oliwą z suszonych pomidorów.

Duszona pierś kurczaka w kremowym sosie z mleczkiem kokosowym, zielonymi szparagami, cukinią, szpinakiem, szalotką i piri piri w aromacie liści kafir, imbiru, trawy cytrynowej i kolendry.
Ryż z sokiem z marchwi i prażonym sezamem.
Sałatka z zielonego ogórka, kalarepy, białej rzodkwi i mieszanych kiełek z winegret z pieczonego rabarbaru z miętą.

Pieczony filet z okonia nilowego z duszonymi krewetkami w maślanym sosie balsamicznym z szalotką, chili, czosnkiem i natką pietruszki.
Grillowany ziemniak w pesto z czarnuszką.
Blanszowana fasolka szparagowa w białym winie z pestkami dyni i oregano.

Grillowana dojrzewająca wołowina marynowana w młotkowanym pieprzu i rozmarynie z salsą ze słodkich pomidorów i chili na sałatce z pieczonej cukinii, bakłażanie, papryce, pieczarce i szalotce z bazyliową winegret, kruszonym kozim serem i ziołową grzanką.

Cieknie ślinka, nie?


0 komentarze:

Frida, czyli bienvenidos a Mexico

20:21 Joanna 0 Comments

 

Do Fridy wejść nie planowałam. Tak jakoś zrobiliśmy się głodni, potrzebowaliśmy czegoś ciepłego. Bez przekonania, otworzyliśmy drzwi. No raczej nie spodziewa się powalającej kuchni na Nowym Świecie. Raczej słabej dla turystów. Ot, takie zaskoczenie.

Lubię zamawiać przystawki, a dokładnie zestawy przystawek. Gdzie mogę spróbować mnóstwa różnych rzeczy. Tak zakochałam się w Tavernie Patris i tak właśnie polubiłam Fridę. Są też miejsca, które w taki sposób znienawidziłam. Taki talerz przystawek, dań głównych to możliwość pokazania przez kucharza wszystkiego, co najlepsze. Może sam skomponować pyszności, dobrać odpowiednie smaki, zestawić tak, by klient był zachwycony.


Zaczęliśmy jednak od zup. Ja Pozole, czyli meksykański bulion serwowany z warzywami, avocado, który był naprawdę smaczny. Możliwość dodania dodatków, jakie się lubi (są w osobnych miseczkach), jest świetnym pomysłem. On- Sopa de maiz, czyli krem z kukurydzy z serem feta. Obie zupy w cenie ok 15zł, czyli nie za tanio, ale jak na centrum- normalnie.

A więc przyszedł czas na przystawki- Entradas para dos personans. Trochę ciężko to wpleść, ale nauczyłam się, że są idealnym uzupełnieniem zupy. I bach! Pojawiły się pyszności. Quesadilla, pierożki, empanadas, kurczaczki, nachosy, faszerowane papryczki ... I salsy (w tym guacamole). Idealne. Polecam koniecznie!!!


Frida, Warszawa, ul. Nowy Świat 34

0 komentarze:

Groole

19:14 Joanna 0 Comments


Czasem proste rozwiązania są najlepsze. Ziemniak + nadzienie. Dużo nie trzeba. Smakuje. Łatwe do odtworzenia w domu. Szybko do zakochania. No i nie jest za drogie. Ja uwielbiam! Jak widać przychodzę do Grooli często. Taka podpowiedź: dwa ziemniaki są dla bardzo głodnych.





Groole, Warszawa, ul. Śniadeckich 8

0 komentarze:

Bydło i powidło

19:23 Joanna 0 Comments


Pierwszy raz pojawiłam się tutaj w zeszłym miesiącu na Restaurants' week. Byłam oczarowana zupełnie niestandardową przystawką- takie jakby sushi, ale zamiast wodorostów jest mięsko. Nie jadłam czegoś takiego wcześniej- naprawdę fajnie.




Danie głowne to oczywiście hamburger (z sosem kurkowym), a na deser panna cotta z powidłami śliwkowymi (pycha!)


Lubię szklane wnętrza, to również mi się spodobało. Taki szklany sześcian. Niestety z wentylacją trochę słabo.

Wpadłam później na lunch, na hambuxy. Naprawdę dobre. Ceny są takie chyba jak za standardowe, nieporomocyjne hamburgery. Ale smakują! Cheesburger


I Szparag




Bydło i powidło, Warszawa, ul. Kolejowa 47

0 komentarze:

Bistro Charlotte, czyli też przepadłam

23:00 Joanna 0 Comments


Broniłam się rekami i nogami, jak tylko mogłam. Bo nie będę jeść ze snobami, bo to głupie, bo na pewno przereklamowane, no wkurzają mnie modne knajpki z hipsterami. No, ale nie było wyjścia. Zgodziłam się na śniadanie na warunkach drugiej osoby. Nie mogłam się wycofać.

No i przepadłam. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Trochę drogo (ale śniadanie nigdzie nie są tanie) i trochę za hipstersko. Ale pysznie i pachnąco. I klimatycznie (gdyby wyciąć tylko tych z brodą).


Dinde mayo (Plastry pieczonej piersi z indyka, sos z żurawiną i czerwonego wina), Chevre chaud (Ser kozi dojrzewający, tymianek, miód), Saumon fume (Łosoś wędzony, gęsta smietana, koperek), Pain perdu (Francuskie tosty na słodko, nasączone sokiem pomarańczowym), Śniadanie z jajkiem (Koszyk pieczywa oraz domowa konfitura lub czekolada Charlotte, dowolny napój gorący lub sok, jajko z wolnego wybiegu sadzone lub gotowane)...


Dla dwóch osób to było za dużo...


Ale jeśli grzeszyć glutenem to właśnie w Charlotte!

A na zakończenie spacer po Łazienkach i spotkania z kaczką.





Bistro Charlotte, Warszawa, Plac Zbawiciela

0 komentarze:

W Małej Polanie Smaków

16:08 Joanna 0 Comments

O Małej Polanie Smaków słyszałam już dużo wcześniej. Trafiła do niej z jej wielbicielem. To z lekka irytowało. Faktycznie Andrzej Polan tworzy większe bądź mniejsze arcydzieła, ale żeby się nimi rozkoszować to trzeba ciszy, a nie ciągle słyszeć "Ale dobre, prawda?".

Ale tak, było dobre. Idealnie dobrane smaki, wyraziste. Ciekawe. Nie powala na łopatki. Ale całkiem miło zawraca w głowie. 


Mega czekadełko.

Na przystawkę:

Śledź bałtycki, zsiadłe mleko, olej koperkowy, pikle smażone, cebula i ogórek zielony

Kurki, śmietana, bób, maca, zielone z ogródka

Jako danie główne:

Halibut w maśle, ziemniak, kalafior, kurka

Kaczka na miękko, śliwka, fasola żółta, chrzan

I deser:

Beza, jagoda leśna, biała czekolada, mrożona morela, lawenda

Gorzka czekolada, natka pietruszki, limonka, owoce leśne

Warto, warto :)

Mała Polana Smaków, Warszawa, ul. Belwederska 13

0 komentarze: