Nosorożec. Taniec Albatrosa.

19:04 Joanna 0 Comments

Kocham teatr. Tak sobie myślę, że dużo tracę nie pisząc o teatrze. Pisząc o teatrze chyba uczymy się troszkę siebie. Umieszczać w przestrzeni swoje przemyślenia, tak naprawdę je nazywać. Nie jest trudno powiedzieć, że było fajnie, nudno albo zabawnie.

To, czego potrzebujemy to powiedzieć, jakie myśli poruszyło. Jak dużo się zadziało w naszym sercu. Niezwykłe jest to, że to tak małe rzeczy mają znaczenie. Już dawno przestałam się łudzić, że teatr jest po to, by go oglądać. Teatr dla mnie jest po to, by ruszyła lawina myśli. Już nie boję się uciekających spektakli, przestałam się zmuszać, by wyłapać każdy szczegół, niuans. Jestem na widowni po to by być. Co się będzie działo to się stanie. Nie jestem  tam po to, by później zacytować każde mądre zdanie, które padło w trakcie spektaklu. Jestem po to, by coś usłyszeć. A czasem nawet nie. Czasem, by poczuć atmosferę. Czasem, by posłuchać stukotu obcasów po scenie. A czasem, by zaobserwować szeleszczący materiał. Czasem, by się uśmiechnąć. Czasem, by wejść do innego świata.

Bo teatr jest tym, czego pragniesz. Daje to, czego szukasz. I już. Tylko sztuka musi być dobra.

Taniec Albatrosa był.
Nosorożec średnio (pół spektaklu w zimnie mnie zahibernowało. wtedy nie myślę)

0 komentarze: