Rugia i Uznam- dzień trzeci na rowerach

22:39 Joanna 0 Comments

Obudziliśmy się z pogodą średnią. I potem leniwie zjedliśmy śniadanko. A potem poszliśmy na rowery.

 Rowery wypożyczyliśmy w BalticBike na ul. Chrobrego. Cena nie najmniejsza, bo za dzień aż 26 zł, ale rowery były w świetnym stanie, bardzo dobrze się na nich jeździło.








Wybraliśmy się drogą wzdłuż wybrzeża niemieckiego. I było ślicznie.To znaczy te fajowskie domki, śliczne fasady. Niemcy kojarzyły mi się zawsze z twardą oschłością, teraz to są przeurocze domki- szczególnie po Rugii, zupełnie zmieniłam zdanie na temat Niemiec (nie wiele mi było trzeba, prawda?).

I było bardzo wygodnie- ścieżka wzdłuż wybrzeża jest superska.



Wpadliśmy oczywiście na rybę w bułce, do Milchbar w Alhbeck. Nie była ona tak nadzwyczajna jak na Rugii, ale bardzo dobra.


Sprawdzaliśmy wiatr kilka razy, ale hmmm cisza. Miało wiać, jak nie mogę, a nie wieje wcale...


Skoczyliśmy też na zupę rybną w Tawernie, w porcie, w Świnoujściu. Zupa była w porządku (klik), ja oziębiłam się lodami (lato, to jemy lody :D), M wypił kawę i powoli pojechaliśmy oddać rowery.

 Jeszcze leniwie próbowaliśmy zrobić na kite cokolwiek, ale hmmm nie. Nie dało się. Nie wiało.







Następnego dnia poszliśmy na spacer do wiatraka, a potem drogą na około do domku. Jechaliśmy miliard godzin, z przygodami. M leżał pod samochodem i naprawiał. Dobrze, że ogarnia takie rzeczy, bo byśmy byli w kropce w środku nikąd. A tak to nie byliśmy.





W Niemczech odwiesiliśmy dwa kiteowe miejsca- na przyszłość. Karlshagen i Peenemünde. Podobno fajnie tam się będzie pływać. Opinia mistrza.








Dzień pierwszy (klik)
Dzień drugi (klik)

0 komentarze:

Rugia i Uznam- dzień drugi Rugia

21:52 Joanna 0 Comments


W piątek już wiedzieliśmy, że nie będzie wiać.  Poooowoli zwlekliśmy się z łóżka, poszliśmy na śniadanie do Pinocchia na Promenadzie (to zawsze tak jest, że gdy ma się czas to jest się niezorganizowanym). Jedząc powoli śniadanie planowaliśmy, co zrobimy z całym dniem.


No to Niemcy, witamy! Jedziemy zwiedzać.





 Greifswald był pierwszą przez nas odwiedzoną miejscowością. Piękne portowe miasto. Ciekawy styl. Interesujące budynki. Niemiecki ład.




Jachty stojące w porcie były prześliczne. Dużo, starszych, drewnianych, precyzyjnie wykonanych. Doświadczaliśmy przyjemności ich oglądania. M zachwycał się co chwilę i wzdychał.





Bardzo ładne centrum miasta. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy ulicy Golzgasse, przy samym porcie (jeden rząd domków i jesteśmy).




Z portu bardzo blisko było do centrum. Dosłownie kilka kroków. Na środku placu był market- bardzo lubię spacerować po takich- kwiatki, jakieś ciekawe potrawy. Nie był on jakiś nadzwyczajny, taki zwykły piątkowy, ale nadal miły.




Oczywiście trafiliśmy też na lody :) jak dziecko urzeczona możliwością zakupu 12 mini kulek nie wahalam się ani chwili. Jak to w życiu, zachłanność nie jest cnotą, najlepsza była ta sama jedna. Ale smaki były ciekawe, lody dobre, każde dziecko będzie w niebie :D
Więcej o lodziarni Kontor tutaj: link


Pospacerowaliśmy jeszcze sobie odrobinę i pojechaliśmy na Rugię. Rugia jest piękna! Te śliczne, urocze domki przypominają mi trochę jak wyobrażałam sobie siebie w domu Ani z Avonlea. Był kiedyś taki angielski serial. I Ania owa mieszkała w takim ślicznym domku. W mojej wyobraźni właśnie takim.












Było przeuroczo!

w ogóle to zaczyna się od cudownego, wysokiego mostu, który budzi podziw. Potem jest zielono.


Zatrzymaliśmy się w Sassnitz, tu też zjedliśmy rybę w bułce (klik)- ktoś powiedział kiedyś, że proste rozwiązania są najlepsze i miał rację, i poszliśmy na krótki spacer brzegiem i lasem. Liczyliśmy trochę na dotarcie do klifów, ale było ciężko. Tam zdecydowanie przydaje się rower.






W ogóle cała Rugia jest wyposażona w ścieżki rowerowe. Ale tam naprawdę wyposażona. Obok każdej drogi dla samochodów jest ścieżka plus inne, gdzie samochody wjechać nie mogą. Ilość jest przeolbrzymia. Do tego, Rugia jest całkiem duża. Ale najciekawsze jest to, że jej linia brzegowa jest 10 razy większa (570km) niż jej średnica (50km). Dzięki temu, Rugia ma dużo zatoczek, półwyspów, takich naszych mini Helów.









Jednym z nich jest Thiessow. Musieliśmy tam koniecznie pojechać ponieważ M musiał sprawdzić kitowe warunki. Jakieś tam miejsca do rozkładania latawca i takie tam. Podobno są całkiem niezłe. Jest bardzo ładnie i spokojnie- trochę przypomina nasze kuźnice, nawet drzewa trochę takie jak na Helu :) 







Generalnie myślę, że na Rugię spokojnie można przyjechać na tydzień czy dwa i jeździć na rowerze, oglądać i odpoczywać. Mam nadzieję, że jeszcze tu trafię.

Poprzedni dzień (klik)
Następny dzień (klik)

0 komentarze: