Bydło i powidło, czyli przez żołądek do serca faceta

21:13 Joanna 0 Comments


Trafiłam tutaj kiedyś podczas Restaurants' week. Chciałam sprawić przyjemność facetowi, więc wybrałam wołowinę. Mówi się, że przez żołądek do serca? Zadziałało.


Więc teraz z panem M wybraliśmy się na lunch. Bardzo przypadkowo, mieliśmy skoczyć gdzieś indziej, ale nie było tam skrętu, więc trzeba było dojechać do ronda. A jak do ronda, to już blisko jest tutaj. A więc zawitaliśmy do Bydła i Powidła.

Uff... Na szczęście jest ogródek! Wentylacji jak brakowało, tak brakuje dalej. To znaczy ona jakaś tam jest, ale zdecydowanie nie wystarczająca. W szklanej bryle jest duszno i ciepło... Może ciepło to za mało powiedziane- gorąco, duszno. Ale w ogródku jest git.


By nie czekać za długo sama poszłam i poprosiłam o menu lanczowe. Okazało się, że takowe jest. Lubię dania "dzisiejsze", ale tu akurat nie było- ani zupy dnia, ani dania. Szkoda. To jest trochę też urok lanczy, że je się coś, czego nie ma w karcie to (ach Videlec), albo to, co jest w karcie w promocyjnych cenach (ach Flambeeria, ach Szara Eminencja).

Tutaj ze zwykłej karty był klasyczny burger i meksykańska sałatka oraz przystawki (sałatki, krążki cebulowe, fryty). Poza tym kilka innych rzeczy (żałuję jakoś, ze nie zjadłam mozarellki jako dania głównego, mam wrażenie, że mogłaby być hitem, ale nie wiem, dlaczego tak myślę).


Jakimś dziwnym trafem wyszło, że oboje zamówiliśmy burgera. Dziwnym, bo zazwyczaj zamawiamy tak, by sobie nawzajem podbierać i próbować. No to tym razem nie spróbowaliśmy dań różnych. Mieliśmy za to różne przystawki i napoje.


 Burger był dobry. Olbrzymia kula mięsa. Dla mnie za mało wysmażony (pan kelner o to nie zapytał, ale mógł...) i dostałam burger surowy w środku. Ale poprosiłam o naprawę tego błędu i nie było problemu. Ale miałam szanse to zrobić, bo M mi powiedział, że burger jest słabo wysmażony i zaczęłam dziubać. Gdybym go zaczęła kroić to dosmażenie byłoby problemem. To trochę dziwnie, bo byłam tu już dwa razy i dostałam burgery wysmażone. A teraz, bez pytania, bardziej nieusmażone niż usmażone, w kraju, gdzie to jest mało popularne. No cóż, inna szkoła. Dla mnie info, że trzeba podkreślać stopień wysmażenia, a dla pana kelnera, że pytać.



Burger posmarowany majonezem, z sałatką, cebulą i pomidorkiem (możliwość dodania innych dodatków za dopłatą). Gigantyczny. Niestety, niedoprawiony. Miałam trochę wrażenie, że tam było samo mięso.


Żadnych przypraw. A przecież tak fajnie można operować smakiem dodając różne ziółka. Pech i smutek.

Ale burgerom towarzyszyły sałatki. Towarzysz mój wybrał jako towarzyszącą, sałatkę domową. Ja, cezara. I on był niezadowolony- taki strasznie mały słoiczek, z pokrojonym pomidorem, który miał być pomidorkami koktajlowymi (ja wiem, że to drobiazg, ale skoro kelner mówi, że są pomidorki koktajlowe to niech będą, powinien wiedzieć, co jest w kuchni na stanie), który odróżniał się od mojego Cezara, która była większa (i fajniejsza). I tak myślę, że to nie 1:1 to, co gdybym zamówiła z karty, ale całkiem dobra. Nie było czuć dressingu z anchois, który w tych sałatkach uwielbiam. Ale taka miła, delikatna. Dobry serek. Myślę, że spokojnie wystarczyłaby mi na przekąskę/ kolację.


Jako napój M wziął mrożoną herbatę (która była dobra i domowa, nie jakieś słodkie świństwo), a ja lemoniadę. I ta też była cudowna. Widać te małe piórka cytryny i pomarańczy latające, delikatna słodycz, ale bez przesady, fajna kwasowość, którą czuć, ale nie skręca.


Bydło i powidło jest dobrym wyborem- zdecydowanie by zaprosić faceta na randkę. Ale teraz, gdy nie trzeba siedzieć w środku jest fajniej. Już wcześniej pisałam, że burgery tu są ciekawe, lunch nie powala, ale jest naprawdę bardzo przyzwoity. Zabrakło mi tych dań dnia. Ale mamy hambuxa, nie można mieć wszystkiego...




Bydło i Powidło, Warszawa, Kolejowa 47

0 komentarze: