Dżonka i chińczyk nie z budy

16:51 Joanna 0 Comments


Zabrał mnie tu znajomy na niedzielny lunch, robiąc wstępną reklamę z tysiąc razy... Jak to było fajnie, jak tu przychodził, gdy pracował w centrum, jakie dobre i cudowne...
Więc tam trafiliśmy. Ja na kacu, on cały we wspomnieniach.
Szczerze, to myślę, że jemu to te wspomnienia odrobinę zakrzywiają pogląd. Nie zrozumcie mnie źle, jest bardzo dobrze. Ale żeby tak 'Och, ach, och'? Jedno 'Och!' wystarczy.

I to jedno 'Och!'... tadam, tadam.... Wędruje do bakłażana :) Pieczony bakłażan w sosie Hoisin jest chyba najciekawszą formą bakłażana, jaką kiedykolwiek jadłam. Bakłażan w tempurze, z niezwykły śliwkowym sosie. Niby nic nadzwyczajnego, ale naprawdę słowa uznania. Bakłażan jest specyficzny. Nigdy o końca nie wiem, co o nim myśleć. Czasem ciekawy, ale zazwyczaj taka bura gąbka. Ma jakiś urok, jest dobrym tłem, zawsze mówię, że lubię. No ale fakt, jest jakiś taki bez wyrazu. A tu wyraz miał. Sam w sobie. Ciekawy, interesujący. Bardzo udana transformacja.



Na naszym stole pojawił się również pierożek Taty lu, Kurczak po kantońsku i Pad Thai z kurczakiem. Pierożek dobry, kurczak naprawdę spoko, Pad Thai dziwne. Jakoś ciężko mi powiedzieć coś więcej, moja uwagę naprawdę zabrał bakłażan. Pad Thai pachniał pięknie- orzeszkami, ciekawe kiełki, ale sos był jakiś taki... chyba za dużo limonki. Jak na mój gust. kurczak, którego skosztowałam, był dobry. Nie jestem pewna smaku, ale do jego stworzenia został użyty sos, który znam i lubię, a nie pamiętam nazwy. Ja chyba podkręciła bym go czymś słodszym, co nadałoby głębszego, bardziej wyrazistego smaku. 



To naprawdę miłe miejsce. Warte odwiedzenia, ciekawe. Ja pewnie zajdę tam spróbować jakiejś tajskiej zupy. No i na moje bakłażany!

0 komentarze: