sztuki sztuczki/ lubię jeść onieśmielające rzeczy/ kilka słów o życiu

22:01 Joanna 0 Comments

Dziś z E. wybrałyśmy się na spacer co by zakosztować pięknej pogody i (miejmy nadzieję) wiosennego słonka. Miejscami wystawiałyśmy swe paszcze ku słońcu, by się ogrzać i poczuć wiosnę :-)

Ale najpierw, przed spacerem, udałyśmy się by coś przekąsić. Padło na Sztuki & Sztuczki. Zupa tam, mianowicie krem z kukurydzy posmakował mi bardzo (niedługo zrobię! taak! E. powiedziała by spróbować z mleczkiem kokosowym- już czeka!), natomiast sałatka z buraków z kozim serem- no cóż, po tym miejscu spodziewałam się czegoś więcej. Wystrój idealny, białe tulipany to coś, co kooooocham mocno i nieskrycie, fajne dekoracje i inne takie, więc myślałam, że buraki będą onieśmielające. Niestety, nie były. Ale i tak jeszcze pewnie tam trafię, co by zakosztować innych specjałów, miejmy nadzieję tak samo inspirujących jak zupa kukurydziana :)

Na zdjęciu nie jest ta sama zupa, którą jadłam, ta jest z fejsa, bo nie chciało mi się brać aparatu na wojaże, by go nie dźwigać. Naprawdę miło by było zaoptrzyć się w telefon z aparatem słusznym, miłym i dobrze robiącym zdjęcia, co bym nie musiała dzwigać miliarda kilogramów by fotografować smakowitości :-)

Lubię jeść dobre rzeczy. Takie, które rozpływają się w ustach, albo takie, których tekstura krzyczy, albo takie do których się wraca, albo takie, które są seksowne, bo ich sama nazwa jest seksowna (nawet "trufle czekoladowe" brzmią niezwykle ponętnie!... no dobra, trzeba sobie od razu wyobrazić ten kremowy smak i taką moc, i intensywność, i konsystencję), takie, które są nieobojętne, takie, które są niestandardowe, takie, które są nieoczywiste (luuubię nieoczywistości), i takie, nad którymi, gdy jem to się zatrzymuję i myślę "taak, taak, trwaj", albo nie myślę, by moja niedoskonała myśl niczego nie zakłocała, bo chwila jest tak doskonała, że nie da się nic dodać. Lubię też to, co mnie onieśmiela. Chociaż, będę szczera... Jedzenie mnie nie onieśmiela... Uważam, że zasługuję na to najlepsze, że ono może na mnie czekać, płaszyczyć się przede mnią i oczekiwać, że je pokocham... Ba! ja nawet tego chcę, oczekuję! Oczekuję tych idealnych elementów, tego "unexceptional", tych wysublimowanych smaków, które powalają na kolana. Bądże wy smaki, zdarzajcie się!  A prawda jest taka, że nie często te smaki mnie powalają...

Chociaż dzisiaj, gdy wrzuciłam grzankę do piekarnika, dodałam trochę pory podsmażonej na oliwie (+odrobina śmietany), trochę niebieskiego sera pleśniowego, z lampką dobrego białego wina... to stworzyło interesujący czas. Taki, dla którego warto się zatrzymać. Och! jak było przyjemnie.

Mogłabym się zakochać w jedzeniu...

ale nie potrafię. Bo ostatnio zakochałam się w życiu! Och jak ja Cię lubię życie moje. I ja to piszę? Trochę jak ptak ze złamanym skrzydłem, nieidealna i wybrakowana? Ja, która niedawno jeszcze zapadała się w swoich ramionach i potrzebowała aprobaty całego świata, by poczuć się choć trochę dobrze? E. dzisiaj powiedziała, że robię "tyle rzeczy", a ja wtedy otworzyłam ramiona i powiedziałam, że ja teraz czerpię z życia, łapię życie i naprawdę to kooooocham!!!! to jest takie niesamowite, gdy ta "love" do życia wraca, gdy uważasz, że ludzie są niesamowici, gdy po prostu lubię być tam, gdzie jestem i moje życie jest ciekawe i warte przeżycia.
Właśnie, czy to nie powinno być nasze motto? By nasze życia były warte przeżycia? By były w nich EMOCJE i uśmiechy?

Uwielbiam momenty, gdy nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Gdy chętnie żyłabym kilka żyć równoległych, by doświadczać więcej. Albo w sumie nie, bo wtedy one nie byłyby odczuwane prawdziwie (byłam na "Ona" w piątek, tak się przykleiło akurat. poleacm. tak jakoś 7/8 filmu
potem możnaby wyjść, ale na pewno nie wyjdziesz, bo będziesz chciał sprawdzić, czy miałam rację :p). Lubię żyć, gdy myślę, że w tej sekundzie nie zmieniłabym nic w życiu moim. Piłam przed chwilą mega doobre wino (J. Moreau & Flis, Chardonnay z 2012) i nadal lubię wina.

Lubię też, gdy słyszę komplementy (zazwyczaj się zawstydzam i jest mi niezręcznie, a teraz TAAAK, chcę słuchać "hallo, komplementy, przybywajcie!"), lubię chodzić do knajp z pomysłem, raczej nie jak Papaina. No dobra, jadłam tam tylko ser chorwacki, a rukola była skąpana w maga pysznej oliwie (narawdę MEGA pysznej), oliwki też były ekstra, wino też przyzwoite (ale to akurat zasługa towarzysza). Brakowało efektu "hmmm", albo "wow", albo prościej "niestandard". Przecież to, co widać, każdy może.
A ja lubię tak przypadkiem, od niechcenia fantastycznie (nie mam przypadkiem za dużych wymagań? :p). Mam nadzieję, że jak będę w Chorwacji, to efektu "woow" doświadczę. Nie, ja naprawdę nieoczekuję nie wiadomo czego (chociaż czasem tak). Ale w restauracjach oczekuję nieszablonowości. No dobra, to miejsce mi zwyczajnie niepodpasowało. Byłam za to w tbarze, który jest "mój". Nie powala na kolana, ale sprawia przyjemność. Tak, wiem! To będzie moje kryterium odnośnie miejsc- "sprawia przyjemność". Albo to będzie kryterium odnośnie wszystkiego. Tak! Uważam, że to jest "life changing" odkrycie. Uwielbiam miejsca, które wpisują się w "sprawia przyjemność". Napoje są ok, jedzenie jest ok, ale to miejsce "sprawia przyjemność". Może również chodzi o atmosferę i mojego nowego kolegę, z którym uczę się hiszpańskiego... Ale czy to ma znaczenie? Należy do miejsc "sprawia przyjemność" i już :D
Teraz do głowy przychodzą mi miejsca "sprawiające przyjemność", ale o nich może innym razem.

Życie jest super mega wow, nie? :)

0 komentarze: