Bunuel
Wczoraj, korzystając z ciekawej okazji, wybraliśmy się do Bunuela. Byliśmy już tam wcześniej. To, co lubię w tym miejscu to taka nienachalność, brak nadęcia, tą taką atmosferę, że jedzenie samo się broni, więc nie trzeba równo malować ścian. Klimat takiej leniwej Andaluzji, gdzie ściany są grube, by jak najbardziej separowały restaurację od słońca.
Leniwość, spokój, powolność, doskonałe jedzenie.
Zaczęliśmy od delikatnej przystawki- tortilli z papryką. Smakuje dobrze, hiszpańsko. To jedno z dań, którę bardzo lubię robić, zabierać gdzieś ze sobą. Jest bardzo syte i pyszne.
Taki omlet z ziemniakami. Danie bezglutenowe :)
Później ja wybrałam Żabnice w sosie szampańskim z porzeczkami, On talerz smażonych ryb i owoców morza. Oba dania były dobre. Niestety panierka za słona. Dla mnie trochę zakłócała smak ryby- szczególnie w przypadku tak niepopularnej przeokropnej żabnicy (wygląda jak potwór), troszkę tak zanika. Nie jest to dobry zabieg. Zostawia taką trochę nutkę żalu, że smak ryby nie był jedynym, który czułam. Pomijając fakt, że szampański sos był zupełnie nie w moim guście.
0 komentarze: