Podomka, czyli naprawdę u babci
Jak warto, to co mi szkodzi spróbować. Idę i próbuję. Wygląda babciowato, jedyne miejsce w pobliżu, gdzie można usiąść na zewnątrz (biorąc pod uwagę mordorskie cubicle, gdzie siedzi wielka rodzina Orków to jest to zdecydowanie nieprzemyślane ze strony właścicieli jadłodajni).
Skusiłam się na pierogi z kurkami. Były idealne.
Innego dnia skusiłam się na placki ziemniaczane z łososiem. A, i zupę ogórkową wcześniej. Skusiłam się, bo już cukinii nie było. Więc podomka jest miejscem, z którego dużo rzeczy znika szybko.
Mnie to miejsce urzekło. Porcje są mniejsze niż gdzie indziej, z trudem, ale jestem w stanie zmieścić czasem zupę (ale fakt, z trudem), panie pracujące są bardzo miłe i uśmiechnięte (!), co, trzeba przyznać, rzadko się zdarza. Urzekł mnie też zeszyt, gdzie można zapisywać, co by się chętnie zjadło, a potem zerkać na jadłospis, który jest umieszczany w Internecie z góry, na cały tydzień i szukać swoich ukochanych dań.
A to reklama, którą zauważyłam wracając z Podomki. Mistrzostwo świata.
Podomka, Warszawa, ul. Postępu 25
0 komentarze: