Zorza z rana
Gdy usiedliśmy przy stoliku mój facet był nadzwyczaj mocno zdegustowany moim zachowaniem. Przeszkadzało mu to, że robię zdjęcia. Już powinien być przyzwyczajony, że to zupełnie normalne, standardowe, codzienne zachowanie. A tu, marudzi. Potem okazało się, że gdzieś siedział Wojewódzki i wyglądało, jakbym robiła zdjęcia jemu (to byłaby gruba przesada, kiedyś przez przypadek zrobiłam zdjęcie Dodzie, przez przypadek, robiąc zdjęcie wnętrza). Czyli 'o oł, jesteśmy w fancy miejscu'.
Wystrój w Zorzy jest fantastyczny. Uwielbiam mosiądz, mosiężne stoliki, mosiężne ściany, ramy. Nie jest to styl do mieszkania dla mnie, ale do jedzenia jak najbardziej.
Spotkaliśmy się tak brunchowo, więc i jedzenie było szybkie i brunchowe.
Ja Grillowaną grzankę z izraelskim awokado i ciągnącym serem mimolette (16.20)
On Burger z kurczakiem, piklowaną marchewką i sosem majonezowo- miodowym (21.90)
Wada obu dań była olbrzymia ilość soli. Faktycznie, sól morska wygląda pięknie porozrzucana po talerzu, ale, na boga, nie tyle. Musiałam strzepywać z kanapki, a M zauwazył, że pół burgera smakowało zupełnie inaczej niz drugie pół. Jedno przesolone, drugie niesłone wcale. Plus za "izraelskie awokado" brzmi ładnie- jestem czasem zaskoczona, jak fajnie można wykorzystać tak zwykłą informację. Po prostu od razu brzmi lepiej. Podobnie robią w Naszym Miejscu na Siennej, gdzie wyszczególniając mnóstwo składników dania tworzą niemal poezję.
Iście aromatyczna kawa i lemoniada z trawa cytrynową, którą muszę zacząć robić w pracy, i w domu.
Strasznie żałuję, że nie spróbowałam rzodkiewkowego ptasiego mleczka (zapomniałam!). Jestem niezwykle ciekawa smaku, interpretacji i sposobu podania.
Zorza, Warszawa, ul. Żurawia 6/12
0 komentarze: