bo dzieci widzą tylko to co ważne….
Przedpołudnie. Osiedlowy sklep. Bolo buszuje w dziale
warzywno-owocowym. [gdybym była rodzicem z wyobraźnią i wiedzą lat
80tych mogłabym spokojnie zostawiać go 'na warzywniaku' na
przechowanie...]
Na wózku, do Bola, a raczej do jabłek, podjeżdża chłopiec. Starszy,
może 8, może 10 lat? Niepełnosprawny. Ma powykręcane kończyny, mówi
niewyraźnie i jak w zwolnionym filmie. Bolo podaje mu jabłka, potem
pomarańcze, rozmawiają. Jakimś cudownym kodem, językiem dla nich
zrozumiałym. Mama Chłopca stoi jak sparaliżowana, w dłoni dynda jej
siateczka pieczywa. Patrzy na dzieci, patrzy na mnie. Ja robię to samo.
Milczymy. Obie uśmiechamy się. Obie mamy szklane oczy.
Na koniec Bolo podaje Chłopcu rękę. Chłopiec, tak jak potrafi, próbuje
go pogłaskać po twarzy. Wymieniają się jeszcze na koniec. Gruszka za
cukinię.
Wracamy do domu.
Bolo wchodzi do domu i krzyczy do Taty od progu:
- Tato! Tato! Mam nowego kolegę!
- Jakiego?
- Miłego bardzo, Tato.
Mąż widzi moją minę, patrzy mi w oczy, pyta Bola:
- Aha to super! A jaki był ten kolega?
- Piękny Tato! – bez zastanowienia wyrzuca z siebie Bolo.
och…. czuję, że nie mogę oddychać…. och…. zatyka Tatę Bola…
- Bo miał skrzydła Tato! Jak ORZEŁ!
zdjęcia i tekst z bloga Klocek i Kredka
Jak to przeczytałam to musiałam się podzielić :-)
0 komentarze: